Cannolo, najbardziej znane sycylijskie ciastko


W jego fallicznym kształcie można doszukać się mistycznej przeszłości tego smakołyku. Kształtem nawiązuje do starych pogańskich symboli płodności. Dawniej podawano je tylko na weselach aby tym rytuałem zapewnić płodność nowożeńcom. Potem podawano je także w okresie Wielkanocy, święta odrodzenia. Z czasem jadało się cannoli częściej ale tylko w niedzielę i święta religijne.

Dzisiaj , kupić je można w każdym barze i żaden turysta nie opuści Sycylii bez uprzedniego poznania smaku cannolo. Cannoli można spotkać w różnych rozmiarach, ale zawsze składają się z zewnetrznej, chrupiącej powłoki z ciasta w kształcie rurki, smażonej na tłuszczu, która nadziana jest kremem z sera ricotta słodzonej cukrem i miodem z dodatkiem kandyzowanych owoców i często z kawałeczkami czekolody. Sycylijczycy nie boją się ani tłuszczu, ani cukru, ani smażenia (a mówi się, że dieta śródziemnomorska jest najzdrowsza!). Rurki nie smaży się na oliwie z oliwek, bo zmieniłaby smak cannolo i poza tym, kiedyś oliwa z oliwek była drogim luksusem. Tak więc smaży się cannoli głównie na tłuszczu wieprzowym. Ta powłoka z ciasta nazywa się scorza i jej forma zwęża się z obu konców w rożek. Jest chropowata, krucha i w kolorze ciemnobrązowym. Ricotta natomiast, co znaczy „ponownie gotowana”, to ser wtórny, uzyskiwany przez odgrzewanie pozostałej po pierwotnym serze serwatki i zbierania powstałego w ten sposób twarogu wypływającego na powierzchnię. Do nadziewania cannoli używa się ricotty z owczego mleka choć w miejscowości Modica ricotta z mleka tamtejszych krów jest też wyśmienita. Do osłodzenia ricotty dodaje się miodu i cukru. Osłodzoną ricottę miesza się z drobinkami gorzkiej czekolady i kandyzowaną dynią oraz kandyzowaną skórką z pomarańczy. Trzeba zadbać żeby wszystkie składniki były najlepszej jakości.

Potrawy danego regionu opowiadają historię tego terenu: składniki nie pojawiają się przypadkiem, lecz są pozostałością po różnych dominacjach, gustach, momentach glorii i biedy mieszkańców. Smażenie scorzy cannola w głębokim tłuszczu to wpływy arabskie. Ser ricotta to ślad odwiecznego pasterstwa na Sycylii, bo swoją trzodę owieczek posiadał już cyklop Polifemo. Miodu do słodzenia używali Rzymianie, którzy przez wieki panowali na Sycylii. Kakao przywiezli na Sycylię Hiszpanie. Do wyrobienia ciasta na scorzę dodaje się wina, a wino znane było na Sycylii już tysiące lat przed Chrystusem. Cannoli są bardzo słodkie, jak zresztą wszystkie słodycze na Sycylii, bo to też są wpływy dominacjii arabskej. Połączenie chrupiącej i kruchej scorzy z gładkością i kremowością ricotty, to jak mieć na talerzu typowe kontrasty sycylijskie i niezrozumiałe paradoksy. Smak cannolo? Powtórzę za Matthew Fortem:

Scorza trzeszczała i pękała na kruche odłamki osiadające na puchowej miękkości nadzienia. Pierwszym wrażeniem była niezwykła gładkość, aksamitna kremowość. A potem przyszła słodycz – gwałtowna i przemożna, prawdziwe tsunami słodyczy, słodycz do kwadratu, inny wymiar, halucynogenny, luksusowy i upajający. Nadzienie pokryło mi usta roztopioną, nektarowo-miodową powłoką. Potem, gdy mój umysł i moje kubeczki tudzież geny smakowe już nieco przywykły, wyłowiłem detale: ciemną gorycz czekolady i delikatne niuanse kandyzowanej zucca, dyni.

Zamknijcie oczy i wyobrazcie sobie ten smak! Na cannolach można dorobić się fortuny jeśli połączyć je z przednią jakością i dobrą dawką marketingu. Giacomo D’Alessandro, Sycylijczyk w Nowym Jorku, w przeciągu ostatnich sześciu lat zbił majątek właśnie na sprzedaży wyśmienitych cannoli w Nowym Jorku. Poświęcona mu była cała druga strona Wall Street Journal nazywając go mistrzem i „naukowcem” od cannoli. Zaczynając od zera zrobił zawrotną karierę po drugiej stronie Atlantyku. Posiada luksusowy sklep na Manhattanie na Matt Street, a w maju na przeciwko Muzeum Morza w Nowym Jorku postawi charakterystyczną, kolorową sycylijską moto apę, z której sprzedawane będą cannoli i lody o dwunastu smakach. Może i w Polsce zaczniecie rozkręcać taki interes. Warunkiem powodzenia jednak jest najlepsza jakość składników sprowadzanych bezpośrednio z Sycylii.

Przepis na cannoli sycylijskie
Ciasto:
300 g przesianej mąki, 10 g cukru kryształu, szczypta soli, łyżka miodu, 30 g tłuszczu, wino, tłuszcz do smażenia (najlepiej wieprzowy).
Nadzienie:
500 g ricotty, 200 g cukru pudru, 2 łyżki miodu, 100 g posiekanych kandyzowanych owoców (skórka z pomarańczy i dynia), 70 g pokruszonej gorzkiej czekolady.
Połączyć mąkę, cukier, sól, tłuszcz i odpowiednią ilość wina i zagnieść ciasto. Pozostawić na godzinę w chłodnym miejscu. Podzielić na części i każdą rozwałkować cieniutko. Powycinać okrągłe placki o średnicy około 10 cm i każdy z osobna ponawijać na okrągłe formy (drewniane lub metalowe nie grubsze niż 3 cm). Wrzucać na rozgrzany, głęboki tłuszcz i smazyć aż ciasto stwardnieje i przybierze brązowy kolor (uwaga: nie spalić!). Ricottę połączyć z cukrem i miodem. Utrzeć, przecisnąć przez sito i ponownie ucierać na puszystą masę. Dodać kandyzowane owoce i czekoladę. Rurki napełniać kremem z ricotty tuż przed podaniem. Smacznego!

Tańczące diabły na Sycylii


Chcecie zobaczyć tańczące diabły? Nie trzeba zejść do piekła, wystarczy przyjechać na Wielkanoc na Sycylię! W każdym sycylijskim miasteczku mieszkańcy mają swoje tradycyjne obchody Wielkanocy, ale to taniec diabłów bije na głowę pozostałe tradycje.

Jak wszystkie tradycyjne obchody Wielkiego Tygodnia i Wielkiej Nocy na Sycylii tak i Taniec Diabłów to pomieszanie folkloru, pogaństwa i tradycji chrześcijańskich. W niedzielę wielkanocną trzeba bardzo uważać na Śmierć. Rozpoznacie ją od razu: ubrana na żółto z kuszą w ręce! Tańcząca Śmierć wybiera spośród publiczności i przechodniów ofiarę, którą przekazuje Diabłom ubranym na czerwono i z przerażającymi maskami na twarzy. Ofiara ma możliwość wykupienia duszy, płacąc symboliczne kilka euro. Śmierć i Diabły od świtu tańczą i biegają po całym miasteczku, porywając wybrane osoby. Popołudniu natomiast, wyprowadzane są z kościołów dwie rzeźby: jedna Matki Boskiej, a druga Jezusa. Mają się spotkać na głównym placu w tzw. „U Ncontru”, ale złe siły w postaci Diabłów i Śmierci będą próbowały nie dopuścić do tego spotkania. Dwa razy uda im sie zatrzymać pochód wiernych niosących posągi. Za trzecim razem to aniołowie, którzy towarzyszą procesji z posągiem Matki Boskiej nakrytej żałobnym czarnym płaszczem pobiją Diabłów, a dzwony z wszystkich kościołów rozdzwonią się ogłaszając dobrą nowinę. Zostanie zerwany czarny płaszcz Matki Boskiej i ukaże się posąg ubrany w błękitną suknię. Jak co roku dobro zwycięży zło (przynajmniej dla zabawy!), a pobite Diabły dokonają rytuału puryfikacyjnego, klękając trzy razy przed zmarwychwstałym Jezusem. Taniec Diabłów to reprezentacja odwiecznego starcia dwóch przeciwieństw: dobra i zła, chrześcijaństwa i pogaństwa, wiosny i zimy, życia i śmierci. Rytuał wywodzi się jeszcze z czasów pogaństwa, kiedy wiosną celebrowano odrodzenie natury, pózniej dodano elementy tragedi greckich, a na koniec chrześcijanie przemienili go w walkę zła z dobrem i triumf dobra wraz ze zmartwychwstaniem Chrystusa. Kolorowo, wesoło i dobra zabawa. Zapraszamy na Sycylijską Wielkanoc!

Polacy kopią piłkę na Sycylii


Mimo, że włoską piłką co chwila wstrząsają skandale i korupcyjne afery, żeby wspomnieć aferę Calciopoli, a w interesy klubów zamieszana jest mafia, to Sycylijczycy kochają calcio. Kibicie z Sycylii mają powody do dumy, ale tylko czasami. Na wyspie jest niewiele profesjonalnych klubów, czasem uda się im chwilę pograć w najwyższej klasie rozgrywkowej. Niestety, w nadchodzącym sezonie kibicie z Sycylii nie zobaczą swoich zespołów w Serie A. Do Serie B spadło właśnie US Palermo.

Palermo Polakami stoi

Oczywiście Unione Sportiva Città di Palermo jest największym i najpopularniejszych sycylijskim klubem. Zwane przez włoskich fanów Rosanero od klubowych barw: różowego i czarnego, ma ponad stuletnią historię. Swój wkład w tę historię ma też kilku Polaków, m.in. Radosław Matusiak (który grał w Palermo w latach 2006-2007, rozegrał trzy mecze i zdobył jednego gola) oraz reprezentant Polski Kamil Glik (występował w roku 2010 i zagrał tylko w 4 meczach w europejskich pucharach). Obecnie (od 2016 roku) zawodnikiem Palermo jest polski obrońca brazylijskiego pochodzenia Thiago Cionek, który rozegrał także kilka meczów w kadrze narodowej i był uczestnikiem turnieju Euro 2016. Zawodnik ma na koncie 35 meczów w barwach Rosanero i za swoje występy zbiera bardzo pochlebne recenzje we włoskiej prasie.

Niekwestionowaną gwiazdą Palermo mógł być inny Polak, Paweł Dybała. Mógł być, gdyby nie fakt, że po trzech latach gry w Palermo utalentowanego pomocnika za 32 mln euro kupił Juventus. Z zawodnikiem wiąże się też ciekawa historia transferowa. Paolo Dybala jest Argentyńczykiem, ale jego dziadek był Polakiem. Dlatego istniała możliwość, aby zawodnik zagrał dla reprezentacji Polski. Niestety pozyskanie Dybaly przez PZPN było tak nieporadne, że stało się nawet powodem do kpin. Ostatecznie zawodnik wybrał grę do Argentyny, a historię nieudanego kuszenia piłkarza przez polski związek ilustrują krążące po Twitterze wpisy z korespondencji skauta kadry narodowej z zawodnikiem:

Faktycznie szkoda tego mało profesjonalnego podejścia PZPN, bo Paola Dybala wyrasta na jednego z najbardziej kreatywnych pomocników włoskiej piłki, a potwierdziły to jego bardzo dobre występy w ostatnich rozgrywkach Ligi Mistrzów. Nie dziwne więc, że piłkarz jest obecnie wyceniany aż na 65 mln euro!

Salon klubowy US Palermo
Sklep z pamiątkami klubowymi US Palermo mieści się przy najbardziej ruchliwej ulicy miasta, via Maqueda.
Polacy w Katanii

Również w historii drugiego, znanego sycylijskiego klubu, Calcio Catania, występowali Polacy. Trzy sezony (2009-2010, 2010-2011 i 2012-2013) spędził tu obrońca Błażej Augustyn, który łącznie wystąpił w brawach klubu z Katanii w 22 meczach, nie zdobył jednak żadnej bramki. W sezonie 2014-2015 w Katanii występował także polski pomocnik Michał Chrapek, który mimowolnie zagrał w kilku ustawionych meczach tego sezonu, kiedy to klub z Katanii grał o utrzymanie w Serie B. Mecze 35. i 39. serii z Trapani i Livorno, Katania wygrała dzięki łapówkom wręczanym rywalom przez prezesa sycylijskiego klubu. Ogólny bilans występów Chrapka w Katanii to 23 występy, jeden gol i trzy asysty.

Piłkarska Sycylia to także kluby mniej znane takie, które otarły się jedynie o Serie A, czyli najwyższą klasę rozgrywkową we Włoszech. Wiele z nich występuje na zapleczu włoskiej ekstraklasy, w Serie B, inne, jak np. ACR Messina, czy Siracusa Calcio, występują w niższych klasach rozgrywek. Co prawda w nadchodzącym sezonie na boiskach w Palermo i Katanii nie zobaczymy najlepszych klubów Italii, ale jeśli jesteście zainteresowani organizacją biletów na mecze sycylijskich klubów, dajcie znać. Telefony kontaktowe znajdziecie pod tym wpisem.

Dla ochłody tylko sycylijskie lody


Historia lodów zaczęła się na Sycylii. Od XVII wieku artyści, muzycy, przedstawiciele śmietanki artystycznej i arystokratycznej Europy jedli je u Procopio, Sycylijczyka, który z rybaka stał się najsłynniejszą postacią Paryża. Le Procope, pierwsza lodziarnia w Europie została założona przez Francesco Procopio dei Coltelli. Do dzisiaj jest to najbardziej prestiżowa restauracja w Paryżu, meta dla tych, którzy chcą przeżyć rendez-vous z historią.

Procopio dei Coltelli urodził się w 1651 roku na Sycylii i żył z rodziną w Acitrezza. Była to rodzina rybaków z dziada pradziada, ale młody Procopio marzył o innym życiu. Na Sycylii jest stare powiedzenie: pocałowany przez panią Fortunę. Procopiowi nie wystarczył tylko jeden pocałunek, został wycałowany od stóp po głowę: wymyślił lody! I nie tylko. Zaprojektował też i stworzył maszynę do produkcji lodów. Do drewnianego pojemnika sypał śnieg zmieszany z morską solą i w ten sposób temperatura nie tylko obniżała się poniżej zera, ale też śnieg topniał wolniej. Śniegu ze szczytów Etny miał pod dostatkiem, soli na Sycylii też nie brakuje. Do tak przygotowanego pojemnika wkładał metalowe naczynie, gdzie wlewał mleko lub wodę (wtedy na sorbety) z rozpuszczonym cukrem (nowość, bo do tej pory sorbety przygotowywano z dodatkiem miodu) i sokiem owocowym. Sekret polegał też na nieustannym mieszaniu schładzającej się masy. W ten sposób otrzymał zimną, słodką, owocową masę o kremowej konsystencji, czyli lody! Mając 19 lat ruszył Procopio na podbój Paryża. Geniusz Procopia to nie tylko wyprodukowanie lodów, ich niebiański smak i konsystencja, ale też ich produkcja na szeroką skalę. W Paryżu otworzył bar Cafè. Nie poprzestał na tym. Okazało się, że był również geniuszem marketingu. Co wymyślił? Zatrudnił osoby, które codziennie od świtu krążyły po mieście i zbierały wszystkie plotki, wiadomości i wszelakie nowinki, które potem opowiadano w jego lokalu. Taki słowny dziennik i przegląd nowinek ofiarowywany klientom żądnym wiedzy o skandalach i wydarzeniach w mieście. Wieść się rozniosła i oczywiście z dnia na dzień przybywało klientów, którzy wysłuchiwali plotek, popijając kawę i zajadając się lodami.

Tymczasem lody dotarły do Wersalu. Ludwik XIV stał się ich fanem numer jeden. To król wystawił dla Procopia tzw. “list patent”, którym przyznawał mu wyłączność na produkcję lodów i sorbetów. Od tego momentu Cafè Procope stało się najmodniejszym lokalem Paryża. W 1686 roku Prokope przeniósł się do większego lokalu przy rue Fossés-Saint Germain, niedaleko Comédie Francaise. Od tej pory podawano już lody i sorbety o różnych wyszukanych nazwach i smakach. A potem nastąpiła ostatnia już przeprowadzka, do jeszcze bardziej elegantszego lokalu przy 13 rue de l’Ancienne Comédie. Do dziś mieści się tu jedna z najbardziej prestiżowych restauracji w Paryżu, Le Procope. U Procopio spotykali się najsławniejsi ludzie. Zachwycali się lodami stali bywalcy tacy, jak: La Fontaine, Rousseau, Voltaire, Balzac, Hugo, Diderot, Sand czy De Mousset. Stracili głowę dla lodów Procopia Robespierre, Marat, Danton i nawet wynalazca gilotyny, Guillotin. Bywał tu Napoleon, Chopin, Liszt, Bellini, Oscar Wilde i  Benjamin Franklin.

A kiedy i Wy z rozkoszą zajadacie się lodami, pamiętajcie, że ich historia zaczęła się na Sycylii. Zapraszam na lody do małego, ale pięknego barokowego miasteczka na Sycylii, gdzie zjecie najlepsze i najdziwniejsze lody na świecie (kontakt do mnie znajdziecie na dole strony pod wpisem). Polecam lody z oliwą z oliwek. Rewelacja! Wspaniałe lody z piwem, winem, szampanem, kwiatami jaśminu, że o czekoladowych nie wspomnę. Dla odważnych lody z cebulą, buraczkami i inne. Ja też zostałam pocałowana przez panią Fortunę: co tydzień jadę tam z turystami i mogę rozkoszować się tymi pysznościami.

Teresa Nawara

Matka Boska jak Wonder Woman


To Was zaszokuje na pewno! Któż to jest ta królowa w zbroi, z mieczem w ręce i siedząca na białym stającym dęba koniu? To nie Wonder Woman. To Matka Boska! Jedyna na świecie Matka Boska Wojowniczka. Gdzie? No jak to gdzie? Na Sycylii!

Legenda, historia, religia i folklor wymieszane w równych proporcjach i tak powstaje „ambrozja” dla tłumu. W ostatnią sobotę maja wierni i turyści gromadzą się wokół Matki Boskiej Wojowniczki na białym koniu. Na ulicach już od rana kiermasze, stoiska, przekrzykiwania i ogólna atmosfera wyjątkowego wydarzenia. Wieczorem wszystko cichnie, znikają stragany i zaczyna się teatralne przedstawienie w strojach z epoki, upamięniające zdumiewające wydarzenie z 1091 roku ukazujące decydującą bitwę między Normanami a panującymi na Sycylii Muzułmanami. Kiedy przytłaczjąca potęga nieprzyjaciela napierała na wycofujących się Chrześcijan, nagle, na białym koniu ukazała się Matka Boska z mieczem w ręce i w zbroi. To właśnie Ona siała terror na około, zabijając wytrwale niewiernych. Walczyła niezmordowana do końca aż wrogowie wycofali się i zaczeli uciekać… I wtedy znikła. Zbrojne starcie między nierównymi liczebnie wojskami nagle zakońzyło się zwycięstwem słabszych, zwycięstwem wiary! Książę Roger kazał wybudować zakon na cześć Matki Boskiej Wojowniczki, gdzie przechowywany jest do dziś kamień, na którym odciśnięte jest kopyto końskie, a legenda podaje, że jest to odcisk kopyta białego konia, którego dosiadała Matka Boska.

I tak od setek lat ma miejsce spektakl upamiętniający to cudowne wydarzenie, a posąg Matki Boskiej na białym koniu, który przez cały rok stoi w kościele, wynoszony jest na główny plac i tłumy składają mu hołd wśród oklasków, krzyków i modlitwy. Czy to tylko legenda czy też prawda historyczna, dzisiaj już nikt nie wie, ale czy to ważne? Ważnym jest, aby się dobrze bawić przy każdej okazji. Jaka szkoda, że nasze polskie pielgrzymki nie przyjeżdżają tego zobaczyć. Wiara ma różne oblicza, ale tylko na Sycylii szczególny dar wyobraźni i wrodzona „teatralność” mieszkańców może wspiąć się na szczyty absurdu i ukazać Matkę Boską jako amazonkę i okrutną wojowniczkę (na białym koniu, a jakże!). Zapraszam na Sycylię oglądać to wydarzenie (telefon kontaktowy znajdziecie na dole strony pod tym wpisem). Nam smutnym i pompatycznym Polakom przydało by się trochę humoru, który z pewnością poprawią też ciastka w kształcie arabskiego turbanu wypiekane na tą okazję przez lokalnych cukierników. Wielkie pączki nadziewane kremem z sera ricotta są po prostu pyszne!

Teresa Nawara

Taormina jak oblężona twierdza


Taormina, perła Sycylii, na cały tydzień stała się twierdzą odciętą od świata. Wczoraj rozpoczął się szczyt G7. Po raz 43. spotykają się na dwudniowe obrady szefowie państw i rządów siedmiu potęg gospodarczych świata: USA, Kanady, Wielkiej Brytanii, Francji, Włoch, Niemiec i Japonii.

Unię Europejską reprezentuje przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk i przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker. Po raz pierwszy zaproszeni zostali też reprezentanci międzynarodowych organizacji takich, jak Bank Afrykański Do Spraw Rozwoju, Unia Afrykańska oraz liderzy kilku państw afrykańskich (Etiopii, Kenii, Nigerii, Tunezji). Nie przez przypadek tym razem wielcy tego świata spotykają się na Sycylii. Wybór Taorminy ma zwrócić uwagę opinii publicznej i rządów mocarstw na problem migracji na Morzu Sródziemnym. To na Sycylię codziennie docierają setki uchodźców z państw afrykańskich. Raj Taorminy stanął w konfrontacji z piekłem na Morzu Sródziemnym. Koniecznym stało się opracowanie wspólnej strategii rozwiązania problemu migracji. Debaty poświęcone będą też innym naglącym problemom: bezpieczeństwu, światowej gospodarce, równowadze środowiska i polityce zagranicznej. Omówione zostanie wspólne zaangażowanie w walce z terroryzmem i realizacja porozumienia klimatycznego z Paryża.

Szczyt G7 w Taorminie
Do wybrzeża Sycylii nie mogą zbliżać się żadne statki.

W całym regionie panuje stan najwyższej gotowości. Zaostrzono kontrole graniczne. Czasowo zawieszono strefę Schengen. U wybrzeży Sycylii panuje zakaz nawigacji. Do portów na Sycylii od poniedziałku nie wpływają statki i okręty z migrantami ratowanymi na Morzu Sródziemnym. Sama Taormina zamieniona została w niedostępną twierdzę. Na drogach dojazdowych ustawiono zasieki i punkty służb patrolowych. Bezpieczeństwa strzeże 7 tysięcy funkcjonariuszy wszystkich służb, od policjantów, karabinierów i gwardii finansowej, po służby wywiadu wyposażone w sprzęt najnowszej generacji i wspomagane psami wyszkolonymi do wykrywania ładunków wybuchowych. Do tego dodajmy 3 tysiące uzbrojonych “po zęby” żołnierzy i służby bezpieczeństwa oraz ochronę przedstawicieli każego z państw uczestników spotkania. W stan gotowości postawiona została służba zdrowia. Od poniedziałku nikt nie wejdzie czy wyjdzie z Taorminy nie będąc kontrolowanym. Każdy, kto porusza się po mieście na szyi zawieszony ma identyfikator w kolorze przynależnym jego funkcji: inny kolor dla mieszkańców, inny dla dziennikarzy, inny dla techników, jeszcze inny dla personelu delegacji. Każdy zatrzymywany jest co kilkadziesiąt metrów i weryfikowany czy zawieszony na szyi identyfikator jest oryginalny. Taormina monitorowana jest tysiącem kamer stałych i ruchomych. Twierdza kontrolowana jest nie tylko z ziemi, ale też od morza i z powietrza. Nad głowami latają drony, helikoptery i samoloty. Centrala całego systemu bezpieczeństwa mieści się w przepięknym, średniowiecznym pałacu Duchi di Santo Stefano.Tylko 1500 dziennikarzy dostało przepustkę akredytującą do wejścia do Taorminy. Większość resteuracji, barów i sklepów jest pozamykana. Sławny Wonderbar świeci pustkami. W Taorminie nie ma ani jednego turysty. Super ekskluzywna Villa Flora hotelu Timeo, która gościła m.in. Gretę Garbo, Marlenę Dietrich, Trumana Capote i innych, stała się najbardziej strzeżonym miejscem świata, bo tu gości Donald Trump (czy śpi również tutaj, do końca nie wiadomo, krążą plotki, że noce spędza w bazie amerykańskiej Sigonella). Miejscem spotkań i obrad jest przepiękny, antyczny hotel San Domenico. Oczywiście spotkania odbywają się też w głównej atrakcji Taorminy, na terenie antycznego teatru, gdzie goście zostali powitani koncertem orkiestry z teatru La Scala w Mediolanie i który posłużył za tło do oficjalnych zdjęć i ceremonii inauguracyjnej szczytu G7. Wczoraj, podczas gdy delegaci obradowali, pierwsze damy i Joachim Sauer (mąż Angeli Merkel) polecieli helikopterami złożyć hołd królowej Sycylii, majestatycznej Etnie, a potem zwiedzali Katanię i zostali zaproszeni przez burmistrza na wystawny obiad w pięknej, barokowej sali ratusza. Pierwszy dzień szczytu minął spokojnie i wszyscy odetchneli z ulgą. Dzisiaj będzie miała miejsce manifestacja antyglobalistów i ekologistów. Demonstracja, która odbędzie się 5 km od Taorminy, w nadmorskim miasteczku Giardini Naxos, budzi wiele niepokoju. Czy zaproszeni goście będą mieli czas i głowę, aby rozkoszować się zniewalającym zapachem kwitnących pomarańczy i jaśminów? Na razie wydają się być zadowoleni z wizyty na Sycylii, ale tylko Donald Trump zapowiedział, że wróci do Taorminy prywatnie.

Szczyt G7 w Taorminie
Na ulicach Taorminy ani jednego turysty, wszędzie pełno wojska i policji.

Jeśli chcecie zobaczyć Taorminę, która gościła znamienitych polityków, gwiazdy kina, przywódców i celebrytów, oraz inne cudowne miejsca na Sycylii, zadzwońcie, zorganizuję dla Was wycieczkę po najciekawszych miejscach! Telefon znajduje się na dole strony pod tym wpisem.

Teresa Nawara

Sycylijskie szaleństwo kolorów


Na Sycylii zaczęło się szaleństwo kolorów. Kwitnie wszystko naokoło. Bugenwilla poraża intensywną purpurą, ale jest też dużo odmian o kolorach od białego, żółtego, pomarańczowego do różowego.

Roślina została sprowadzona do Europy z Ameryki Południowej w XVIII wieku przez admirała Marynarki Francuskiej, Louisa Antoine’a de Bougainville i jemu też zawdzięcza swoją nazwę. Na Sycylii kwitnie przez wiele miesięcy. Oleandry też zaczynają uśmiechać się do słońca. Będą kwitły przez osiem miesięcy. Nie straszne im wysokie temperatury i brak wody. Różowe, białe czy czerwone spotkamy na Sycylii wszędzie. Kiedy w sierpniu wypalona słońcem ziemia będzie błagała o kroplę deszczu, kolorowe oleandry, niewzruszone, będą kołysać się pod dotykiem wiatru. Te piękne i ozdobne krzewy dotarły na wyspę z Azji i choć wyjątkowo trujące, nikogo to nie odstrasza, bo ich zadaniem jest ozdabiać Sycylię latem, kiedy bezlitosne słońce jest tu panem i królem. Naokoło kwitną skromne siekiernice.

Hitem sezonu jest bezsprzecznie kuflik cytrynowy. Co to za czerwone szczotki do butelek wiszą na drzewach – pytają zachwyceni turyści, bo kuflik cytrynowy jest w Polsce mało znany. Potrzebuje dużo światła i słońca. Jego ojczyzną jest Australia i Tasmania. Do Europy został sprowadzony w 1789 roku przez Josepha Banksa. Na Sycylii znalazł kuflik drugą ojczyznę. Nazwa Callistemon citrinus pochodzi od dwóch greckich słów: calli – piękno i stemon – pręcik. Jego efektowny kwiatostan jest w kształcie gęstych, czerwonych kłosów z wystającymi pręcikami, a rozgniecione liście wydzielają charatkerystyczny cytrynowy zapach (stąd nazwa). Jego kwiaty przypominają szczotkę do mycia butelek i dlatego popularnie tak są nazywane.

Uważajcie na erytrynę grzebieniastą, bo jeśli zaparkujecie w jej cienu samochód to spadające kwiaty oblepią karoserię śliską mazią (natychmiast do myjni!). Drzewo erytryny kwitnie charakterystycznymi kwiatami w kształcie grzebieni koguta. Pochodzi z Południowej Ameryki.

Na Etnie zaczyna się szał żółto kwitnącego żarnowca! Jak pięknie: czarna lawa poprzeplatana polami żółtych, pachnących kwiatów. Zaczyna kwitnąć tropikalna Jakaranda mimozolistna. Baśniowa kraina niebiesko-fioletowych drzew. Przepięknie! Glicynie też już decydują się dołączyć do kolorowego towarzystwa. Zapraszam na Sycylię, bo ta kraina, to nie tylko zabytki, wulkany, wyspy, turkusowe morze i cuda natury, ale też tak bajeczne kolory. Zakochanie murowane! Przysłowie mówi: cokolwiek posadzisz na Sycylii bujnie wyrośnie, tylko nie pieniądze! Potwierdzam, prawda!

Teresa Nawara

Sycylia miała swojego Janosika


Dzień 1 maja przypomina nam stare, “złe” czasy. Wszyscy, bez wyjątku, spędzani byliśmy na główny plac, na pochód z czerwonymi flagami. Kiedy mówię “nam”, mam na myśli moje pokolenie, które od razu wie o czym mowa. Dzisiaj młodym trudno pojąć, co to był pochód pierwszomajowy. Wyrośli już w innych czasach.

Ale tak moje pokolenie, jak i ludzie młodzi (z powodów, które nam się źle kojarzą, a i dlatego, że pewne sprawy dzisiaj są zakryte zasłoną milczenia), nie wiedzą, że byli ludzie, dla których 1 maj to było święto nadziei na lepsze jutro. Tak było i na Sycylii. Powojenna Sycylia, to bieda, którą nawet w powojennej Polsce nasi dziadkowie nie umieliby sobie wyobrazić. Do tego zacofanie, analfabetyzm, wyzysk i uciskanie najemnych robotników rolnych czy pracowników w kopalniach siarki lub fabrykach należących do bogatych. Nie życie, ale egzystencja bez żadnych praw przynależnych człowieczeństwu. Te czasy, tą biedę, głód i zacofanie opisał we wzruszającej książce “Sycylijska rozmowa” wspaniały pisarz Elio Vittorini.

Portella della Ginestre
Pochód pierwszomajowy w Portella della Ginestre.

Dla ludzi na Sycylii, gdzie rząd był daleko, a mafia w sąsiedztwie, lewica była nadzieją na zmiany, nadzieją na miskę strawy dla ich dzieci. W kwietniu 1947 roku, pierwsze wybory do nowego sycylijskiego parlamentu wygrała zapowiadająca reformy lewica. Było to zwycięstwo tylko chwilowe. 1 maja 1947 roku, 1500 osób, ciesząc się i łudząc lepszym jutrem, zebrało się całymi rodzinami, by uczcić pierwszomajowe święto nieopodal miejscowości Portella della Ginestra. Święto to obchodzono w tym miejscu co roku od 20 lat, z przerwą na rządy faszystowskie. Uczestnicy przybyli pieszo. Przynieśli ze sobą jedzenie i wino, jak na piknik. Tego dnia miały mieć miejsce przemówienia o możliwości lepszego życia, o przydzielaniu ziemi pod uprawę. Huk wystrzałów, które rozległy się gdy tylko rozpoczęto przemówienia, zaskoczyły wszystkich. Karabiny maszynowe ostrzeliwały świętujących z wierzchołka góry La Pizzuta. W tłum rzucano granaty. Atak trwał 15 minut. 15 minut trwogi, paniki i desperackiej próby ucieczki i szukania schronienia, o które na otwartej polanie nie było łatwo. 11 zabitych, w tym jedna kobieta w ciąży i trzy dziewczynki, 65 rannych. Do dzisiaj jedyną pewną rzeczą dotyczącą haniebnej masakry dokonanej w Portella della Ginestra 1 maja 1947 roku jest liczba zabitych i rannych. Ustalono, że masakry dokonali bandyci z grupy Salvatore Giuliano, ale powody dla których Giuliano wydał rozkaz zmasakrowania ludzi zebranych w Portella della Ginestra na zawsze pozostały tajemnicą. Tajemnicą i ciemną stroną burzliwego okresu historii Włoch, jak to ujęła powołana 25 lat później komisja parlamentarna.

Kim był Salvatore Giuliano? Napisano o nim książki, nakręcono filmy, ale do dziś enigmatyczna postać “króla Montelepre” owiana jest niedomówieniami. Giuliano, bandyta-celebryta, często fotografowany młody, przystojny mężczyzna. Wyjęty spod prawa bandyta, któremu składali wizyty liczni przedstawiciele krajowej i międzynarodowej prasy, boss nowojorskiej mafii i doradca armii amerykańskiej Vito Genovese, politycy i karabinierzy, prokurator z Palermo. Bandyta-analfabeta, którego romans ze szwedzką fotoreporterką był opisywany na pierwszych stronach wszystkich gazet. Króla Montelepre, jak został nazwany przez dziennikarzy, wyróżniał wdzięk, elokwentne przemowy, przejawy populistycznej sprawiedliwości oraz brylantowy pierścień (który ściągnął z palca pewnej księżnej). Przez siedem lat ten picciotto był najbardziej poszukiwanym bandytą we Włoszech. Inspirator zabójstw, porwań, kradzieży, napadów na jednostki karabinierów, na siedziby komórek partyjnych i biura związkowców. Rabował, podpalał, zabijał, a jednak pozostał w pamięci Sycylijczyków jako legenda, człowiek, który walczył przeciwko wyzyskiwaczom i panom na włościach. Człowiek, który pomagał biednym i uciemiężonym. Niczym lokalny Janosik.

Portella della Ginestre
Napis na pamiątkowym kamieniu w Portella della Ginestre.

Pod pretekstem oddzielenia Sycylii od Włoch, Giuliano został wciągnięty w intrygę i wykorzystany przez polityków i mafię do walki z komunistami i lewicą. Separatyści w osobie Don Calò Vizzini, honorowego konsula USA i równocześnie capo mafia na Sycylii, zwrócili się do bandyty z prośbą, by został dowódcą “wojska wolontariuszy walki o niepodległość Sycylii”, gdy tymczasem mafia rozgrywała trudną sytuację powojenną na dwa fronty: jej szefowie wstępowali w szeregi partii chadeckiej na wypadek, gdyby przedsięwzięcie separatystów spaliło na panewce. Giuliano najpierw został więc wykorzystany do brudnej polityki, a potem przez tych samych ludzi skazany na śmierć, bo stał się już niewygodny. Jego historia zakończyła się na podwórku małego domku w Castelvetrano, 5 lipca 1950 roku. Tej letniej nocy, z daleka od domu, od rodziny i przyjaciół, został zastrzelony we śnie przez swojego przyjaciela i prawą rękę, Gaspare Pisciotta. Karabinierzy, w których imieniu mafia zaaranżowała to zabójstwo, wywlekli ciało martwego Giuliano na podwórko i ostrzelali je, pozorując starcie i walkę. Przybyli dziennikarze odkryli mistyfikację i poddali w wątpliwość oficjalną wersję (od kiedy to krew zabitego płynie pod górę?). W gazetach napisali: “dużo pytań i żadna odpowiedź pewna, jedyny pewnik to tylko to, że Salvatore Giuliano nie żyje”. Dla jego dawnych przyjaciół, teraz już w rządzie chadecji, prymitywny Giuliano stał się niewygodny i zbyt popularny.

Portella della Ginestre
Tablica upamiętniająca ofiary masakry.

Jego śmierć nie oznaczała jednak zatarcia całej prawdy, pozostał jeszcze jego kuzyn i zabójca Pisciotta, któremu otrzymane pieniądze nie zamknęły ust. Podczas procesu w Viterbo, Pisciotta wyjaśnił sędziom, że to polityk sycylijski Mario Scelba, wraz z grupą sycylijskich separatystów i mafią wydali rozkaz dokonania masakry w Portella della Ginestra, a zlecenie zlikwidowania niewygodnego już Giuliano, dokonała mafia. Mafia, która starała się być przydatna dla swoich nowych politycznych przyjaciół, likwidując ich wrogów i ustalając wzorzec działania, który obowiązywał potem przez kilka dziesięcioleci, dopóki w latach osiemdziesiątych nie uznała, że nie przyjmuje już zleceń od nikogo lecz sama te zlecenia wydaje. Pisciotta krzyczał na procesie: “bandyci, policja, państwo – to wszystko jedno ciało jak Ojciec, Syn i Duch Święty!”. Zapowiedział,  że ujawni całą prawdę o politykach winnych masakry w Portella della Ginestra. Miał wyjaśnić, kto zlecał zabójstwa i zamachy na siedziby lewicowych partii. Nic nie wyjaśnił i nic już nie powiedział. Odwieziono go do celi więziennej w Ucciardone w Palermo i na drugi dzień rano ktoś dosypał mu strychniny do kawy. Nikomu nie postawiono zarzutów. Scelba został zaprzysiężony na premiera Włoch.

Nigdy nie dowiemy się prawdy o masakrze pierwszomajowej w Portella della Ginestra, ani prawdy o sycylijskim Janosiku. Dzisiaj, dokładnie pod górą, skąd padły zabójcze strzały, stoi jedenaście dolmenów mających upamiętniać jedenaścioro wieśniaków zabitych 1 maja 1947 roku. Pamiętny dzień, kiedy umarła też nadzieja na postęp, który ośmielili się świętować tamtego ranka mężczyźni, kobiety i dzieci wymachujący, dla dodania sobie odwagi, czerwonymi sztandarami. Jeśli chcecie poznać inne, ciekawe historie o Sycylii, zapraszam na wycieczkę po tej wspaniałej wyspie. Kontakt znajdziecie na dole strony.

Teresa Nawara

Najsłynniejszy makaron świata pochodzi z Sycylii!


To nie Marco Polo po powrocie z Chin w 1295 roku nauczył nas jedzenia spaghetti. Na Sycylii istnieje najstarszy na świecie dokument, który potwierdza, że spaghetti “wymyślono” tutaj na wyspie.

W Księdze Rogera, napisanej w 1154 roku dla normańskiego króla przez arabskiego geografa i naukowca Al-Idrisi znajdziemy nie tylko wiele wiadomości o wszystkich znanych wtedy państwach, ale też opis miejscowości Trabia (30 km od Palermo) jako miejsca bogatego w wiatraki i słynnego z produkcji makaronów w formie nici (itrya). Makarony wyrabiane z mąki zbożowej (nie ryżowej jak te chińskie) eksportowane były z Sycylii do Kalabrii i wielu innych państw muzułmańskich i chrześcijańskich już w XII wieku!

A tak przy okazji, podczas gdy Marco Polo odkrywał i opisywał Cathay (Chiny), już 150 lat wcześniej Al-Idrisi we wspomnianej Księdze Rogera opisywał państwo, które nazywał Al Sin, czyli właśnie Chiny. Niestety, Marco Polo nie mógł poczytać przed swoją wyprawą o tym nieznanym państwie, bo Księga Rogera była już od dawna zapomniana i dopiero w 1592 roku została wydrukowana po raz pierwszy, po arabsku w drukarni Medicea w Rzymie. W księdze napisanej przez Al- Idrisiego, Marco Polo mógłby przeczytać również o rabarbarze i szafranie chińskim, które to specjały wielki arabski uczony znał już w XII wieku. Tak oto Sycylia ciągle nas zaskakuje! Jeśli więc macie ochotę na pyszną sycylijską pastę, czyli makaron, zabiorę Was do najlepszych trattorii podczas wycieczki po Sycylii, którą chętnie dla Was zorganizuję. Kontakt znajdziecie na dole strony pod tym wpisem.

Teresa Nawara

Przepis na spaghetti z pomidorami

Na patelni podsmażamy na oliwie czosnek (uważając, aby go nie spalić), dodajemy świeże, pokrojone w kostkę pomidory, posypujemy oregano. Gotujemy makaron spaghetti, ale nie za długo, aby był al dente, czyli lekko twardy. Po odcedzeniu wrzucamy makaron do sosu, jeszcze chwilę podgrzewamy. Przekładamy na talerze specjalną łyżką do spaghetti. Podajemy przyprószony świeżo starty parmezanem, na wierzch kładziemy liski bazylii. Jemy ze smakiem, popijając dobrym, sycylijskim winem. Smacznego!

Na sycylijskiej Riwierze Cyklopów


Dziś proponuję piękną wycieczkę. Miejsce, które Was oczaruje. Nietrudno dojechać z Katanii, nawet miejskim autobusem. Rywiera Cyklopów. Mitologia jest tak związana z tym miejscem, że wydaje się prawie prawdziwa.

Nieszczęśliwa miłość Galatei i Aci żyje nadal w nazwach miejscowości, które zaczynają się od przedrostka “Aci” (Acitrezza, Acicastello, Acireale, Aci San Filippo, Aci San Antonio, Acibonnaccorsi itd.), a skały, którymi rzucał oślepiony Polifemo w statki Odyseusza, ciągle leżą w morzu. Miejsce, gdzie słychać jeszcze słowa powieści Giovanni Vergi “Malavoglia”, gdzie otaczają nas obrazy z filmu Luchino Viscontiego “La terra trema”. Wybrzeze, gdzie gaje cytrusów i winnice porastają starą lawę. Główne zabytki to horyzont bogaty w miy i legendy oraz natura naznaczona historią. Dusza tego miejsca to oczywiście morze. Morze o niepowtarzalnym pięknie i wynurzające się skały zwane Faraglioni oraz malutka wysepka Lachea. Są one świadkami wybuchu podwodnego wulkanu 600 tys. lat temu (kiedy nie istniała jeszcze Etna). Wybuchu, który wzburzył zatokę. Wysepka Lachea, oddalona 400 m od brzegu, podarowana przez markiza Gravina Uniwersytetowi w Katanii, jest dziś stacją obserwacji i badań biologi i fizyki morza oraz siedzibą muzeum ichtiologii.

Lachea, Wyspa Kóz, jak nazwał ją Homer w IX księdze Odysei, pochodzenia subwulkanicznego, zamieszkiwana była przez ludzi już w prehistorii. Potem osiedli tu Rzymianie (o czym świadczą odnalezione tu groby i przedmioty codziennego użytku). Tutaj zakładają gniazda jastrzębie, żyją endemiczne jaszczurki z czerwoną plamką Lacerty, czy nigdzie indziej niespotykane pająki. Wyspa i otaczające ją morze to dziś rezerwat natury. Wycieczki podwodne z maską są tu konieczne! W 1748 roku podjęto niezwykłą próbę połączenia wysepki z Faraglionami, bombardując jej południową część. Bez powodzenia. Faraglioni pozostały jak wachlarz otaczają zatokę: największy zwany przez rybaków Ranni, potem Do Mezzu, dalej Du Ziu Gnaziu,  jeszcze dalej D’Acceddi, a jeszcze, jeszcze dalej inne bezimienne dopełniają bajecznej scenerii. Można przystanąć na chwilę w malowniczym małym porcie rybackim i pooglądać co przyniósł połów. Te najróżniejsze kolorowe ryby czy owoce morza są dla nas, Polaków, wielką atrakcją. Patronem miasteczka Acitrezza jest św. Jan Chrzciciel, bo poprzedni patron św. Józef został “zdetronizowany”, gdyż nie ochronił mieszkańców od dewastacyjnych skutków trzęsienia ziemi w 1693 roku. Kilkaset metrów dalej znajduje się Acicastello, wielka bazaltowa skała, a na niej zlewający się w jedno, bo wybudowany z tego samego budulca, zamek. Zamek bizantyjski, ale wiele razy burzony, odbudowywany i przebudowywany. To tutaj, w 1126 roku, opat Maurizio przywitał relikwie św. Agaty powracające z Konstantynopola (niewiele już widoczny fresk w starej bizantyjskiej kapliczce upamiętnia to wydarzenie).  Bazaltowa wielka skała i stojący na niej zamek połączona została z brzegiem przez lawę podczas wybuchu Etny w 1169 roku. Nim po stromych schodach wejdziecie na szczyt, spojrzyjcie na ten bazalt. Obserwujcie tzw. pillows, czyli poziome poduszki z lawy, które opowiadają o jego podwodnym pochodzeniu, kiedy lawa, 500-600 tys. lat temu spłaszczana była ciężarem morza. A kiedy wejdziecie na szczyt zamku zauroczy Was fascynujący widok. Nic dziwnego, że w XV wieku zamek wybrali na swoją siedzibę ostatni król Sycylii Martino il Giovane i jego żona Bianca di Navarra. Nie chodziło tylko o uprzywilejowaną pozycję strategiczną. Oj, nie, na pewno królowa zakochała się w otaczającej zamek panoramie!

W 1985 roku inaugurowano na zamku muzeum, jest to obowiązkowe miejsce dla wszystkich miłośników paleontologi, archeologi i mineralogi. Zobaczycie tu minerały Vulcaniti liczące ponad 500 tys. lat, Reoliti i Analcime (powstały podczas kontaktu gliny z magmą). Tutaj, wysoko na bazaltowej skale zaskoczy Was mały ogródek botaniczny i wielka samotna sosna, która od lat dzielnie stawia czoła wichurom i sztormom. A potem proponuję spacer po malutkim miasteczku. Otuli Was intymna atmosfera wąziutkich uliczek i przyjemny chłodny wiatr od morza. To cudowne miejsce sławne jest w Europie już od XVIII wieku dzięki opisom podróżników tzw. Gran Tour i słowom Goethe’go, który w maju 1785 roku odbył tu wycieczkę małą łódką rybacką, a potem we wspomnieniach napisał:

Ta wycieczka ofiarowała mi tyle szczęścia, szczęścia ponad wszelkie wyobrażenie!

Może i Wam dopisze szczęście i będziecie mogli spróbować jak smakuje rosnący tylko tutaj, soczysty wodorost Mauro. Podany na surowo i zakrapiany sokiem z cytryny to rozkosz nie tylko dla podniebienia, ale i dla zdrowia. Zapraszam gorąco na Rywierę Cyklopów! Choć przez chwilę znajdziecie się na scenie oświetlonej wyczynami Odyseusza, gdzie rozbrzmiewają słowa Malavoglia, a wokoło umiejscowione są najlepsze sceny neorealizmu Viscontiego. Jeśli marzycie o tych miejscach, zapraszam do kontaktu, zabiorę Was na tę wspaniałą wycieczkę. Numer telefonu znajdziecie w stopce pod tym wpisem. Tylko unikajcie wycieczki w lipcu i sierpniu, bo przygniecie Was masa turystów, która zagłuszy całe piękno tego miejsca.

Teresa Nawara